Spis treści
Wstęp
Kogo z nas nie zachwycają widoki gór? Kto z nas nie chciałby znaleźć się na górskiej serpentynie i mieć wszystkie szczyty, przełęcze, przepaście i strome zbocza na wyciągnięcie ręki? A może ktoś chciałby po prostu przetestować możliwości swojego pojazdu w górskich warunkach? Niezależnie od tego do której grupy się zaliczacie – poznajcie techniki jazdy w górach!
Jakie techniki jazdy w górach będę starał się Wam przybliżyć?
Aby uczynić jazdę z górach bezpieczniejszą opowiem Wam nieco o:
- Przerwach na odpoczynek
- Hamowaniu silnikiem
- Wjeżdżaniu na wzniesienia
- Bezpiecznym parkowaniu
- Bezpiecznym dystansie
- Odpowiednim ogumieniu
- Pokonywaniu zakrętów
- Obserwowaniu nawierzchni drogi
Przygotowanie samochodu
Mam nadzieję, że jeżeli zdecydowaliście się na wyprawę samochodem w góry, chociaż moment poświęciliście na jego odpowiednie przygotowanie do takiej wyprawy. We wcześniejszych wpisach omawiałem co należy w naszym samochodzie sprawdzić przed wyruszeniem w trasę. Jeżeli nie widzieliście tych wpisów, zapraszam do przeczytania pierwszej oraz drugiej części poradnika, jak przygotować nasz samochód do podróży.
Już? Zrobione? No to ruszamy dalej!
Hamowanie silnikiem
Zacznę dosyć standardowo i postaram się przekonać Was, żeby hamulców w górach używać najoszczędniej jak się da. Nie jestem tutaj wielkim odkrywcą, ani pierwszą osobą, która o tym pisze. Poradę tę można odnaleźć praktycznie w każdym artykule o technikach jazdy w górach. Skoro więc wszyscy tak ten temat wałkują, poświęćmy chwilę by przekonać się, czemu jest to takie ważne 🙂
Zasada działania hamulców jest dosyć prosta. Rozpędzony samochód posiada pewną energię kinetyczną (związaną ze swoim ruchem). Chcąc go spowolnić, czy też zatrzymać, musimy część jej wytracić. Tutaj pomaga nam układ hamulcowy – poprzez tarcie zamienia on energię kinetyczną na energię cieplną, która rozpraszana jest następnie przez tarcze hamulcowe.
Kiedy poruszamy się w mieście, czy nawet w trasie, nie używamy hamulców zbyt często. Zazwyczaj, gdy zatrzymujemy samochód przez sygnalizacją świetlną, kiedy ktoś próbuje nam zajechać drogę, czy kiedy ograniczamy prędkość pojazdu przed zakrętem. Jest to sytuacja diametralnie różna od jazdy w górach. Tam niekończące się wzniesienia wymuszają na nas ciągłe podjeżdżanie pod wyżej położone partie drogi, a następnie zjeżdżanie z nich. Naturalnym odruchem kierowcy, który chce ograniczyć prędkość samochodu podczas zjazdu jest zatem… wciśnięcie hamulca. Co w tym przypadku jest błędem.
Bardzo częste używanie hamulca sprawia, że układ hamulcowy mocno nagrzewa się. Nie ma jednocześnie znaczenia, czy zjeżdżamy cały czas z lekko wciśniętym pedałem, czy może pozwalamy się samochodowi rozpędzić i hamujemy na ostatnich 10 metrach zjazdu. Fizyki nie oszukamy. Ilość energii, którą mamy do wytracenia jest taka sama. Tarcze i klocki hamulcowe, które nie nadążają odprowadzać ciepła, potrafią rozgrzać się do temperatury kilkuset stopni Celsjusza. Nie są przystosowane do pracy w takiej temperaturze, a współczynnik tarcia spada wraz z ich rozgrzewaniem się. Może to doprowadzić to sytuacji, w której… przestaną być one skuteczne! Mimo sprawnego układu hamulcowego, grubych tarcz i klocków, maksymalnie wciśniętego pedału… samochód nie będzie zwalniać!
Wyjaśnianie konsekwencji jest tutaj chyba zbędne. Nikt z nas nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Dlatego hamujmy silnikiem – ze wzniesień zjeżdżajmy na włączonym biegu, jeżeli czujemy, że samochód nie zwalnia w wystarczającym tempie, zredukujmy bieg. Hamujmy w sytuacjach awaryjnych, lub wtedy gdy hamowanie silnikiem nie jest wystarczająco skuteczne. Pozwoli nam to jechać bezpiecznie, a także zaoszczędzić nieco paliwa!
Wjeżdżanie na wzniesienia
Opanowaliśmy już technikę zjazdów ze wzniesień. Przekonajmy się teraz jak prawidłowo poruszać się w przeciwnym kierunku!
Każdy silnik – czy to benzynowy czy też diesla charakteryzuje parametr jakim jest maksymalny moment obrotowy. Jest to nic innego jak zdolność do przyspieszania. Jest ona zależna od obrotów silnika. Jest mała przy niskich obrotach, potem rośnie by osiągnąć swoją maksymalną wartość mniej więcej w połowie obrotomierza, by ponownie zacząć spadać przy bardzo wysokich obrotach. Co to oznacza dla nas?
Podczas pokonywania wzniesień powinniśmy zredukować bieg. Podjeżdżając pod górkę utrzymujemy obroty silnika nie mniejsze niż 2500obr/min w przypadku silnika benzynowego oraz nie mniej niż 2000obr/min w przypadku diesla. W przeciwnym wypadku podczas podjazdu może zabraknąć nam mocy, silnik zgaśnie, a my stworzymy nie lada zagrożenie na drodze. Jeżeli wzniesienie jest znaczne, a nasz samochód obciążony możemy mieć później problemy z ruszeniem pod górę i gwarantuję, że najmocniej odczuje to nasze sprzęgło. Dlatego działajmy zawczasu i podjeżdżajmy pod górę na wysokich obrotach i niskich biegach!
Pokonywanie zakrętów
Życie byłoby niezwykle proste, gdyby jazda w górach ograniczała się do zjazdów i podjazdów pod wzniesienia. Jest to także – a może przede wszystkim? – pokonywanie bardzo dużej liczby zakrętów! Należy być przy tym szczególnie uważnym. Czyha bowiem na nas (całkiem dosłownie) śmiertelna pułapka jaką są strome przepaście i zbocza. O ile wypadnięcie z zakrętu w mieście może skończyć się wylądowaniem na przeciwległym pasie ruchu czy wjechaniem na pas zieleni sprawa ma się zupełnie inaczej, gdy poruszamy się w górach. Tutaj najmniejszy błąd może skończyć się dla nas tragicznie!
Dlatego pamiętajmy o złotej zasadzie – prędkość z jaką chcemy pokonywać zakręt należy dobrać przed wejściem w niego, a nie kiedy już się w nim zajmujemy. Bardzo często okazać się może, że wyprofilowanie zakrętu, czy nasza błędna ocena jego krzywizny sprawią, że w momencie kiedy wejdziemy w zakręt ze zbyt dużą prędkością nie będziemy mieć zbyt dużo miejsca żeby ją wytracić.
Istnieją dwa scenariusze. Pod- i nadsterowność.
Pierwszy z nich to moment, kiedy mimo mocno skręconych kół (w zasadzie niezależnie od tego, czy hamujemy czy nie) nasz samochód nie słucha się nas i próbuje dalej jechać prosto, bądź też o łuku o większym promieniu. Kiedy znajdziemy się w takiej sytuacji należy wyprostować koła, wytracić nieco prędkości i (tym razem nieco lżej) skręcić je ponownie, by uzyskać przejazd pożądanym torem. Brzmi prosto? Może i tak, ale zaręczam, że w stresującej sytuacji takie nie jest.
Jak rozpoznać, że mamy do czynienia z nadsterownością? Dzieje się tak wtedy, kiedy to nie przód, lecz tył pojazdu przestaje się słuchać naszych poleceń. Czyli potocznie mówiąc – kiedy to tył próbuje nas wyprzedzać. Źródłem nadsterowności jest utrata przyczepności przez tylne koła. Zazwyczaj wskutek zbyt szybkiego wejścia w zakręt, śliskiej nawierzchni bądź też zbyt nerwowego ruchu kierownicą przy jeździe ze znaczną prędkością. Jak sobie poradzić w takiej sytuacji? Wykonać tzw. kontrę kierownicą. Jest to szybki, zdecydowany (ale nie znowu nazbyt głęboki) ruch w przeciwną stronę niż wynikałoby to z krzywizny zakrętu. Jeżeli przesadzimy i kontra będzie zbyt mocna może okazać się, że potrzebna będzie następna. I tak do skutku.
Jeżeli mamy taką możliwość – poznajmy zachowanie naszego samochodu wcześniej. Podczas zimy pojedźmy na opuszczony parking pod hipermarketem i sprawdźmy jak radzimy sobie z nim w momencie, kiedy tracimy nad nim kontrolę. Jeżeli pierwszy raz zdarzy się nam w górskiej serpentynie prawdopodobnie nauka tam może nas wiele kosztować!
Odpowiednie ogumienie
Często wybieramy się w góry zimą. Celem naszej wyprawy mogą być stoki narciarskie lub – dla amatorów dreszczyku emocji – zaśnieżone szlaki górskie. Należy wtedy zwrócić szczególną uwagę na ogumienie naszego samochodu. Co mam dokładnie na myśli?
Nie będę próbował zachęcać Was do zakładania łańcuchów gdyż nie mają one najmniejszego sensu, w przypadku gdy nie jedziemy w NAPRAWDĘ ciężkich warunkach terenowych. Jednak starajmy się jeździć na w miarę nowych oponach o wysokim bieżniku. Czemu to ważne?
Im starsza opona tym staje się twardsza, mniej plastyczna – a więc gorzej przylega do nawierzchni, po której się poruszamy. Zmniejsza się więc nasza przyczepność i zwiększa możliwość wpadnięcia koła w poślizg. Wysokość bieżnika przekłada się znowu na możliwości odprowadzenia wody, błota czy śniegu spod kół. Ponownie oznacza to lepszą przyczepność.
A jak powszechnie wiadomo – tej nigdy za wiele.
Obserwowanie nawierzchni drogi
We wcześniejszej części wpisu pisałem o tym, że jazda w górach to ciągłe podjeżdżanie pod wzniesienia i zjeżdżanie z nich. Sytuacja nie jest taka zła, gdy jedziemy w ciągu słonecznego lata, przygrzewa nam słońce a na zewnątrz panuje temperatura +25C. Drugim biegunem będzie za to środek siarczystej zimy, -15C na termometrze. W każdym wypadku wiemy czego się spodziewać – albo nieprzerwanej, fantastycznej przyczepności, albo jej totalnego braku i konieczności dużej uwagi na każdym kroku. Jednak najmniej bezpieczną sytuacją z punktu widzenia kierowcy jest pewien stan pośredni.
Pamiętajmy, że góry cechują się pewną specyfiką, daleko im od typowego miasta, czy nawet wsi. Występują tam niezwykle duże dobowe wahania temperatur. Dodatkowo temperatura w różnych partiach pasma górskiego może się od siebie znakomicie różnić. W efekcie, kiedy poruszamy się przy nieznacznej dodatniej temperaturze nigdy nie wiemy, kiedy możemy spodziewać się przymrozku i… absolutnego braku przyczepności.
Dlatego bacznie obserwujmy nawierzchnię drogi. Jeżeli w świetle reflektorów zobaczymy jej połyskiwanie niech to będzie dla nas znak, że należy zdjąć nogę z gazu i nieco zwolnić. Jak zwykle w takich sytuacjach – lepiej działać zawczasu, niż próbować poradzić sobie z ewentualnymi skutkami nieuwagi.
Bezpieczny dystans
Tutaj – wyjątkowo – nie będę się rozpisywał. Po co komu siedzieć na tyłku na górskiej serpentynie? W myśl jakiej logiki, czy zasady bezpieczeństwa mamy całować zderzak poprzedzającego nas samochodu? Nie wiem. Mam nadzieję, że Wy podzielacie moje zdanie i nie będziecie podejmowali wyzwania jazdy za grubość zapałki przed poprzedzającym Was samochodem.
Po prostu nie warto. Większy dystans to więcej czasu na reakcję. To bufor bezpieczeństwa, kiedy się zagapicie na ogłupiającego Was smartfona, a Wasz poprzednik zacznie hamować. To koło ratunkowe, kiedy samochodowi przed nami drogę zastąpi łoś, a następnie przywita swoim porożem jego skórzaną tapicerkę. Jeżeli prędkość z jaką poruszą się samochód przed Wami wybitnie wam nie odpowiada po prostu wyprzedźcie go w bezpiecznym miejscu. Jednak nie poganiajcie go i nie siedźcie na jego tyle…
Bezpieczne parkowanie
Sztuką nie jest samo zaparkowanie samochodu, ale zaparkowanie go tak, żeby nie był zagrożeniem dla innych.
Zatrzymując się w górach należy wybrać miejsce bezpieczne. Najlepiej oddalone od zakrętu. Parkujmy samochód możliwie daleko od nawierzchni asfaltowej, tak by nie utrudniać omijania nas innym samochodom. Jeżeli nasz pojazd uległ awarii obowiązkowo wystawmy trójkąt ostrzegawczy. Nie tuż za samochodem, ale w odpowiedniej odległości, która odpowiednio wcześnie powiadomi o tym innych kierujących!
Przerwy na odpoczynek
Na koniec – podobnie jak we wpisie o prawidłowym przygotowanie samochodu do podróży – pozwolę sobie być moralizatorem 🙂 Nawet najlepiej przygotowany, najnowszy samochód naszpikowany systemami bezpieczeństwa i nasze techniki jazdy w górach nie będą stanowiły odpowiedniej substytucji dla wypoczętego kierowcy.
Pod wyjazdem zapewnijmy sobie odpowiedni, długi i relaksujący sen. Kiedy w trakcie jazdy poczujemy się zmęczeni lub znużeni drogą – zróbmy sobie odpoczynek. Może stracimy nieco czasu, alby być może uratujemy… życie. Swoje i bliskich.