Spis treści
Kiedy w 2016 roku przeprowadzałam się do Nowego Jorku, sądziłam, że będzie to tylko tymczasowa zmiana i wkrótce wrócę do Polski. Ostatecznie, w NYC spędziłam 3 lata, po których przeniosłam się do Doliny Krzemowej. Sama przeprowadzka odbyła się tuż przed wybuchem pandemii na początku 2020 roku. Dzisiaj, po dwóch latach życia w Kalifornii mam dla Ciebie tekst o różnicach pomiędzy Doliną Krzemową a Nowym Jorkiem. Zdradzę Ci różnice w cenach, pogodzie i stylu życia (a na koniec opowiem, gdzie mi się lepiej mieszka) – zaczynamy!
Jak mija życie w Dolinie Krzemowej?
Jedną z pierwszych rzeczy, która zwraca uwagę po przeprowadzce ze wschodniego wybrzeża (poza pogodą, oczywiście) jest spokój i luz: ludzie dookoła mają czas na mały smalltalk w sklepie podczas zakupów i nikt nie stoi tuż za Twoimi plecami niemalże wypychając Cię na siłę ze sklepu. Tuż po przeprowadzce, kiedy robiłam zakupy spożywcze, ktoś w sklepie skomplementował moje okulary. Był to dopiero początek pandemii, wszyscy więc dopiero zaczynaliśmy przyzwyczajać się do noszenia maseczek i okulary wręcz rzucały się wtedy w oczy. Podziękowałam, a potem zaczęłam odpowiadać na kolejne pytania – że okulary kupione w Nowym Jorku, że mieszkam w okolicy od niedawna… Nagle wokół zebrała się grupka zakupowiczów, z których każdy przywitał mnie życzliwie i opowiedział coś o sobie. Nikomu z nas się nie spieszyło.
Dlaczego o tym piszę? Moim zdaniem ta historia idealnie ilustruje jak różnie żyje się w Nowym Jorku. Tam pośpiech jest wskazany. Ludzie spieszą się do sklepu i w sklepie; do metra idzie się żwawym krokiem, piesi przez ulicę przechodzą na czerwonym, by nie tracić czasu, a kawę piją idąc. Na lunch też jest niewiele czasu – najpewniej trzeba wyjść 15 minut przed planowaną przerwą, żeby zająć miejsce w kolejce, bo o 12:00 będą już tłumy. Jedzenie bierze się na wynos i potem szybko przegryza w biurze, pędząc na kolejne spotkanie.
Pośpiech jest nierozłącznym elementem życia nowojorczyków. W Kalifornii jest za to czas, by wziąć głęboki oddech.
Czego w Kalifornii nie lubię?
W Stanach panuje przeświadczenie, że w Nowym Jorku mieszkają najbardziej niemiłe osoby Ameryki. Coś w tym jest – kiedykolwiek wybierałam się w podróż z NYC i docierałam do innego stanu (zwłaszcza któregoś z tych południowych), miałam wrażenie, że nagle otaczający mnie ludzie stali się znacznie przyjemniejsi… Prawda jest taka, że przez ten ciągły pośpiech, w NYC ciężko o krótką pogawędkę z nieznajomym, jednak jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to zawsze znajdzie się pomocna dłoń.
W Kalifornii za to widać przyjazne uśmiechy na każdym kroku. Wszyscy są mili. Wręcz za bardzo.
Okazuje się, że filmy o amerykańskich nastolatkach, gdzie te kalifornijskie dzieciaki uśmiechały się do siebie, by następnie obgadywać się wzajemnie za plecami… wcale tak daleko od rzeczywistości nie odbiegają. Mam wrażenie, że wiele osób wyznaje zasadę, że wszyscy są mile widziani, pod warunkiem, że mówią i zachowują się tak, jak inni. Całkiem niedawno byłam świadkiem, jak mieszkańcy mojego miasteczka wręcz zlinczowali jednego mieszkańca po tym, jak publicznie zasugerował zmianę w infrastrukturze dostawy prądu (!) – w wypowiedziach tłumu padały hasła, że ta osoba powinna być wdzięczna, że w ogóle prąd ma, a jeśli jej się nie podoba, to zmiany może sobie wprowadzać, gdzieś indziej, nie tutaj. Te same osoby, po tym incydencie, wciąż serdecznie uśmiechają się do wszystkich na ulicy, choć w rękawie chowają obelgi, gotowe do użycia.
Nowy Jork – za czym tęsknię?
Nowy Jork jest miastem, które nigdy nie śpi. Nie ma problemu ze znalezieniem restauracji czy baru czynnego długo po północy. Komunikacja miejska działa przez całą dobę i w większości dzielnic można czuć się bezpiecznie, gdyż rzadko na ulicach robi się zupełnie pusto. Wielkie Jabłko to miasto przepełnione kulturą – kina, teatry, opera, muzea, koncerty, kabarety, standupy… Co tylko komu do głowy przyjdzie! I najlepsze jest to, że to wszystko jest na wyciągnięcie ręki – albo nogi, bo w zasadzie do wielu miejsc lepiej iść pieszo.
Przyznam, że trochę mi tego teraz brakuje. Dolina Krzemowa to region pomiędzy San Francisco a San Jose, niewielkie miasteczka nad Zatoką San Francisco – w tym znane Palo Alto czy Mountain View, kolebka gigantów technologicznych. Każde z tych miejsc ma swój urok, nie brakuje też dobrych restauracji – ciężko jednak o dobrą rozrywkę (czy chociaż kolację!) po godzinie 21. Okolica pełna jest przeróżnych muzeów, czy nawet teatrów, jednak Nowy Jork wygrywa w tej kategorii bez dwóch zdań.
Gdzie jest drożej – w NYC czy Dolinie Krzemowej?
Zacznijmy od podatków. Każdy stan z USA może ustalać własny podatek (dodatkowo do federalnego, wspólnego dla wszystkich). Nie wszystkie stany wprowadziły swój podatek dochodowy (nie ma go np. stan Washington czy Delaware), ale zarówno Kalifornia, jak i stan Nowy Jork to zrobiły i są to jedne z wyższych stawek. Ten w Kalifornii, jest odrobinę wyższy od tego w NYC, a dokładna stawka zależy od sumy rocznych zarobków (sprawdź stawki dla Nowego Jorku i stawki podatkowe dla Kalifornii). Dla porównania, załóżmy, że zarabiasz 215 000 USD rocznie, Twój podatek stanowy wynosiłby wtedy odpowiednio około 13 000 USD w stanie Nowy Jork, i około 17 000 USD w Kalifornii (zaznaczę tylko, że to „gołe” stawki, bez uwzględniania ulg, podatku federalnego, czy miasta Nowy Jork, więc finalne kwoty mogą się jeszcze mocno różnić).
Kolejną sprawą są ceny mieszkań i domów. Wynajęcie mieszkania w Nowym Jorku kosztuje spore pieniądze – im bliżej Manhattanu (bądź na Manhattanie) tym drożej, oczywiście. Przykładowo, mieszkania jednosypialniane (sypialnia, salon z kuchnią i łazienka) w dzielnicy Hell’s Kitchen plasowały się gdzieś około 3 500 USD wzwyż. W Dolinie Krzemowej ceny również są zależne od lokalizacji, jednak podobne jednosypialniane mieszkania nawet w samym Mountain View można wynająć taniej, poniżej 3 000 USD. Od 3 500 USD miesięcznie można już wynająć niewielki domek z ogródkiem (choć warto zaznaczyć, że będzie to jednak starsze budownictwo).
W Dolinie Krzemowej znacznie droższa (i mniej użyteczna) jest komunikacja miejska, a także opłaty za rejestrację pojazdów. Mieszkając w Nowym Jorku wydatki na transport można zamknąć w kwocie ~120 USD (koszt miesięcznej karty na metro), ale sama rejestracja pojazdu również wychodzi taniej. Niestety, w NYC koszt posiadania samochodu czy motocykla znacznie podbija miesięczny parking (na Manhattanie ceny sięgają nawet kilkuset dolarów!).
Zakupy spożywcze, czy elektronika w obydwu miejscach mają zbliżone ceny. W Kalifornii jedzenie w restauracjach jest nieco tańsze.
Ogólnie rzecz biorąc – zarówno Dolina Krzemowa, jak i Nowy Jork są po prostu drogimi miejscami do życia i trzeba mieć to na uwadze wybierając między nimi.
W Kalifornii awokado i pomidory smakują lepiej!
Świeże owoce i warzywa, które można kupić w Kalifornii smakiem przebijają wszystko, co dostępne jest w NYC – nawet jeśli zakupy zrobione są w Whole Foods (sklepie, który słynie ze sprzedaży organicznych i zdrowych produktów). Po trzech latach mieszkania w Nowym Jorku było mi już wszystko jedno, czy jadłam pomidora, czy ogórka – obydwa smakowały tak samo. Co ciekawe, wystarczyło przejechać się na targ farmerski w sąsiednim stanie New Jersey, by posmakować pełnych smaku i aromatu warzyw!
Za to w Kalifornii produkty spożywcze są naprawdę pierwsza klasa! Na samą myśl o świeżym awokado, pomidorach czy ogórkach już mi ślinka cieknie – a to dopiero początek listy! Mieszkając w Zatoce San Francisco bardzo łatwo dostać świeże ryby i owoce morza (to właśnie tutaj przekonałam się do jedzenia homarów, czy nawet ostryg!) – swoją drogą właśnie rozpoczął się sezon na kraby!
Ocean i góry, i bliskość natury!
Chyba nie zdziwisz się, jak powiem, że pod tym kątem Dolina Krzemowa ma jednak wielką przewagę nad Nowym Jorkiem, co nie? O ile w NYC łatwo o dostęp do rozrywek i wszelkiego rodzaju kultury, o tyle w Kalifornii króluje natura! Z Doliny Krzemowej w 30-40 minut można znaleźć się na plaży nad Pacyfikiem, albo wskoczyć na Highway 1, jedynkę, królową autostrad, i brzegiem na południe. Można też spędzić letnie popołudnie motocyklem przejeżdżając przez Skyline, przecinając las i podziwiając panoramę Doliny. Z łatwością można też wyskoczyć na jedno- lub kilkudniowy wypad do któregoś z parków narodowych – Yosemite, Dolina Śmierci, czy parku Sekwoi. Wszystko w zasięgu i łatwo dostępne.
W tym samym czasie, ile zajmuje mi dojazd z domu na plażę, w Nowym Jorku nie wydostałabym się nawet z Manhattanu.
Giganci technologiczni wkoło…
To, co wyróżnia Nowy Jork spośród wielu innych miejsc, to ludzie, którzy tam mieszkają. Ogromna różnorodność – imigranci z przeróżnych krajów, wykonujący setki zawodów. W NYC mieszka około 20 milionów i szacuje się, że mieszkańcy mówią w 800 językach!
W Dolinie Krzemowej dużo trudniej jest dostrzec tę różnorodność. Zaczynając od ubioru – gdzie większość ludzi zwyczajnie śmiga w legginsach czy spodniach dresowych i nieodzownych bluzach z kapturem; aż po pracę. Praktycznie każdy pracuje w firmie technologicznej – jako konsultant, programista, w dziale kadr, jako manager… Na każdym kroku poznaje się inne osoby z branży. A jeśli techu jest Ci za mało, to wystarczy przejechać się którąkolwiek autostradą – praktycznie każdy billboard umieszczony przy drodze reklamuje kolejny startup!
Dolina Krzemowa czy Nowy Jork – gdzie mi się lepiej mieszka?
O tym, jak mieszkało mi się w Nowym Jorku przeczytasz również w tekście 3 lata mieszkania w Nowym Jorku – podsumowanie!
Starałam się opisać obydwa miejsca szczerze i prawdziwie – bez wyolbrzymiania czy faworyzowania. Jak widać, oba miejsca są dość drogie, i oba mają zarówno dobre, jak i złe strony. Uważam się za szczęściarę, że miałam możliwość mieszkać i tu, i tu! Nowy Jork jest moim zdaniem bajecznym miejscem – łączącym różne kultury, sztukę i piękno, z brudem i smrodem wyrzucanych na ulicę śmieci; miejscem pełnym smaków z całego świata i miejscem, w którym ciągle gdzieś się należy spieszyć. Spędziłam tam 3 lata i przez ten czas Nowy Jork był moim domem (to niesamowite uczucie, kiedy przy 20 milionach ludzi, którzy przewijają się przez miasto każdego dnia, barista z pobliskiej kawiarni pamiętał moje codzienne zamówienie) i nie zamieniłabym tego czasu na nic innego!
Od kiedy jednak przeprowadziłam się do Kalifornii, czuję, że ogromny ciężar spadł mi z ramion. Jestem spokojniejsza i wolniejsza. Już mi się tak nie spieszy i oddycham pełną piersią. Mimo, że mam w sumie więcej obowiązków niż w NYC, to jednak mam więcej czasu dla siebie. Zaczęłam prowadzić ogródek warzywny, spędzam czas z psem, a w weekendy jeździmy na plażę czy do parków. I choć czasem z nostalgią wspominam moje życie w Nowym Jorku, to jednak zdecydowanie lepiej mi jest teraz tu, w Dolinie Krzemowej.