PODKAST #04: Meksykańskie blachy, spotkania z policją i wizyty na izbie przyjęć, czyli rozmowa z Adri z Just a Travel!

Cieplik podróżuje podkast, Odcinek 03, Adri z bloga Just a Travel

Podróże, emigracja, Stany Zjednoczone
PODKAST #04: Meksykańskie blachy, spotkania z policją i wizyty na izbie przyjęć, czyli rozmowa z Adri z Just a Travel!

Dzisiaj rozmawiam z Adri, autorką bloga Just a travel (oraz drugiego, będącego jeszcze w budowie; Adri’s planet). W naszej rozmowie skupiamy się na opowieściach z samochodowych podróży do USA, które moja rozmówczyni odbyła wraz z mężem, ale znalazłyśmy też czas by pogadać o emigracji! Z tym że tym razem, choć to wciąż emigracja, Adri opowiada o wyjeździe i mieszkaniu w Niemczech!


W tym odcinku podkastu dowiesz się:

  • o tym, jak wygląda przekraczanie samochodem granicy z Meksykiem (i czy to naprawdę takie straszne doświadczenie)
  • jakie dokumenty należy mieć ze sobą przekraczając granicę z USA autem
  • dlaczego warto mieść ubezpieczenie podróżne i z jakiego ubezpieczenia korzysta Adri
  • ile kosztuje roadtrip po Stanach Zjednoczonych (Adri podaje konkretne kwoty!)

Ponadto, poświęcimy też sporo uwagi przygodom, które mogą się przytrafić w czasie wyjazdu do USA:

  • nagła choroba i co wtedy z tym fantem zrobić
  • pluskwy i karaluchy w hotelu i jak można rozwiązać ten problem

Adri zdradza też trochę informacji na temat życia w Niemczech, a także opowiada, co to jest sabbatical!

Transkrypt z podkastu dostępny jest poniżej.

Otwórz transkrypt

To jest podkast „Cieplik podróżuje” audycja o podróżach, emigracji i Stanach Zjednoczonych. Odcinek 4.

Moim dzisiejszym gościem jest Adri, autorka bloga „Just a travel”, która od wielu lat mieszka w Niemczech, a dzisiaj opowie nam o swoich przygodach w Stanach Zjednoczonych.

Cześć. Miło mi powitać was w czwartym odcinku podkastu „Cieplik podróżuję”. Ja nazywam się Agata Cieplik, a moim dzisiejszym gościem jest Adri, która dzisiaj opowie nam o swojej podróży przez Stany Zjednoczone, o przekraczaniu granicy autem na meksykańskich blachach, a także o tym, jak musiała wykorzystać swoje ubezpieczenie podróżne. Zapraszam.

Adri: Cześć nazywam się Adri i pochodzę moim zdaniem z jednego z najpiękniejszych zakątków Polski, czyli z Karkonoszy, ale na stałe mieszkam w stolicy w Niemczech w Berlinie; gdzie też tutaj poznałam mojego męża, z którym razem dzielimy się taką naszą wspólną wielką pasją życiową, którą jest właśnie podróżowanie.

Agata: To w takim razie Adri, opowiedz nam o swoich podróżach po Stanach Zjednoczonych.

Adri: W Stanach Zjednoczonych byłam do tej pory z moim mężem 3 razy. Pierwsza podróż to była taka typowo edukacyjna, ponieważ uczyłam się angielskiego. Natomiast nasza druga podróż, to był taki trzymiesięczny Road Trip po Stanach Zjednoczonych, gdzie w sumie zobaczyliśmy dużą część USA, o której właśnie teraz chętnie chciałabym opowiedzieć.

Agata: A mogę jeszcze tylko spytać o tą naukę języka angielskiego?

Adri: Tak, byłam 3 miesiące w New Bern, czyli na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych i tam uczyłam się w Craven Community College języka angielskiego, bo w tym czasie mój mąż robił ze swojej firmy Trainee Program, ja akurat załapałam się na to, że mogłam z nim polecieć i się uczyć angielskiego.

Agata: Super. Jak oceniasz naukę z nativami w Stanach Zjednoczonych?

Adri: Nie była na najwyższym poziomie, ponieważ był to bezpłatny kurs właśnie dla obcokrajowców, którzy tam w tym czasie albo jako żony czy mężowie, czy dzieci przyjechali do firmy Bosch – mój mąż wtedy pracował w firmie Bosch. Ale tak ogólnie faktycznie dużo mi to dało, nie tylko chodzenie na sam kurs, ale także takie samo rozmawianie z ludźmi. To było całkiem coś innego niż ten angielski taki którego się człowiek uczy w szkole czy na studiach, czy na jakimś kursie, po prostu ja wszystko, co się uczyłam na tym kursie od razu to mogłam wcielić w życie, także mogę tylko jak najbardziej polecić taki kurs na miejscu w danym kraju.

Agata: Super! Czyli nauczyłaś się angielskiego i potem następny wyjazd to już był taki stricte podróżniczy.

Adri: Dokładnie, następny wyjazd był tylko stricte podróżniczy.

Agata: Może zacznij od wyjaśnienia, dlaczego jechaliście samochodem z Meksyku? Bo ja już wiem, że jechaliście samochodem z Meksyku.

Adri: Tak, tak. Jechaliśmy samochodem z Meksyku na meksykańskich blachach, ponieważ ta trzymiesięczna podróż po USA była częścią takiej większej podróży, naszej 15-miesięcznej podróży po obu amerykach i właśnie naszą bazą startową był Meksyk. I dlaczego Meksyk? Ponieważ mój mąż urodził się w Meksyku i wychował się w Meksyku. Tak że mieliśmy tam rodzinę i właśnie taką bazę startową gdzie mogliśmy zawsze zabić do tego portu, przepakować się, zaplanować dalszą podróż. Mogliśmy skorzystać z samochodu, który właśnie nam rodzice mojego męża użyczyli na tą podróż do USA także było to bardzo praktyczne. Dlatego wyruszyliśmy też z Meksyku na północ do Stanów Zjednoczonych, mieliśmy zahaczyć o Kanadę i potem wrócić wschodnim wybrzeżem z powrotem do Meksyku. No ale jak to jest z planami nie wszystko się tak potoczyło jak miało się potoczyć, bo życie napisało nam inny scenariusz. Ja się rozchorowałam już zaraz na początku podróży, także ta podróż była taka z różnymi takimi przeszkodami, ale w końcu jakoś wszystko się dobrze ułożyło. Także zobaczyliśmy to co chcieliśmy zobaczyć, musieliśmy tylko skreślić z naszej podróży podróż do Kanady, bo niestety, właśnie tuż pod granicą z Kanadą mnie rozłożyło i musieliśmy improwizować.

Agata: To jak było z tym samochodem? Rozumiem, że on był własnością rodziców twojego męża. Dokładnie tak. Czy musieliście przygotować jakieś dokumenty, żeby przejechać granicę, tym bardziej granicę z Meksykiem?

Adri: No właśnie mieliśmy tylko papiery od właściciela samochodu. Mieliśmy dodatkowe ubezpieczenie na podróż do USA i tyle. Więcej nie mieliśmy, także po prostu tylko papiery samochodowe i ubezpieczenie i nie mieliśmy żadnych problemów. Owszem na granicy pytali nas się, czy to jest nasz samochód, skąd jedziemy, dokąd jedziemy i do kogo należy ten samochód. Ale w sumie nie robili nam żadnych problemów.

Agata: To ile czasu trwa przekroczenie granicy własnym samochodem?

Adri: Trwało to bardzo szybko. Przekraczaliśmy granicę w Nuevo Laredo, czyli to jest wschodnio-północny Meksyk, na północ od Monterrey. Najbliższe miasto po stronie amerykańskiej to jest San Antonio i muszę powiedzieć, że ta cała oprawa i to całe przejście graniczne po prostu było bardzo takie zrelaksowane. Nasłuchaliśmy się ogromnych, strasznych historii jak wygląda przejście graniczne USA z Meksykiem, bo wiadomo, północny Meksyk nie jest najbezpieczniejszym zakątkiem na świecie. Bardzo dużo się słyszy o różnych jakiś tam krwawych porachunkach karteli narkotykowych czy jakiś tam brutalnych egzekucji. Także jak powiedzieliśmy rodzinie i znajomym, że chcemy samochodem jechać na północ do Stanów Zjednoczonych, to po prostu wszyscy się złapali za głowę i mówili „Nie no, żywo nie dojedziecie. Na pewno was porwą, ograbią i w ogóle nie wiadomo co się stanie”. Także też mieliśmy na początku taką wizję tej granicy, że tam jakieś będą zasieki, ciężko uzbrojone wojsko… No nie wiem, jakieś wieże obserwacyjne tak jak kiedyś. Właśnie ja pamiętam z dzieciństwa jeszcze jak się przekraczało granicę z Niemcami zachodnim I to właśnie tak wyglądało. Pamiętam jeszcze, jak byłam dzieckiem, jak jechałam z moimi rodzicami pierwszy raz do RFN, wtedy jeszcze na tym przejściu granicznym to się stało z pięć godzin, jakieś tam lustra pod auto i tak dalej. Ale natomiast na tej granicy w Nuevo Laredo kompletnie nic takiego. 20 minut może poczekaliśmy w kolejce, szybka odprawa. Musieliśmy przejść do budynku „immigration”, gdzie pani po prostu nam sprawdziła paszporty, zdjęła odciski z palców, zrobiła zdjęcie, wypisała taki druczek, oczywiście pieczątki do paszportu i dała nam druczek, który potem trzeba było oddać przy wyjeździe ze Stanów. Tak że po prostu to wszystko może 20 minut czekania, a potem tam z 30/50 minut góra. Także my byliśmy w szoku. Przejechaliśmy za granicę i stwierdziliśmy” Jak? Już jesteśmy w Stanach? A gdzie właśnie to uzbrojone wojsko? Gdzie te wszystkie zasieki?” Także stwierdziliśmy, że jeszcze może będzie jakaś inna kontrola, ale nie. No wjechaliśmy do Stanów, wszystko to poszło sprawnie i nie było jakiś takich strasznych historii, które potem byśmy mogli opowiadać.

Agata: Kurczę. A ja liczyłam na to, że trzepią wam samochód i zajęło to 8 godzin.

Adri: No właśnie nie, kompletnie! Mój mąż też był strasznie rozczarowany, bo owszem, były tam jakieś fajne pieski, wilczurki, ale w ogóle się kompletnie nami nie interesowały! Jeden nam tylko podlał oponę i tyle. Nawet nam do bagażnika nie zaglądali! Po prostu byliśmy w szoku.

Agata: No z drugiej strony dobrze wiedzieć, że to nie jest aż tak trudne.

Adri: Nie, kompletnie nie jest takie trudne. Natomiast już potem dalej, właśnie jak wjechaliśmy w głąb Stanów Zjednoczonych, to pewnie z tego powodu, że mieliśmy meksykańskie tablice, mieliśmy częste kontrole od szeryfa. Zazwyczaj szeryf nie może cię zatrzymać po prostu tak sobie tylko do kontroli, tylko po prostu musi mieć jakiś powód. Zazwyczaj sobie wymyślali jakieś powody: na przykład, że mój mąż nie wrzucił kierunkowskazu przy wyprzedzaniu, co wiadomo zawsze wrzuca. Także po prostu chcieli sprawdzić kto tam jedzie i po prostu czy nie ma nic podejrzanego. Także już potem jak byliśmy w Stanach to mieliśmy częstsze, wydaje mi się, że częstsze kontrole jak normalny człowiek, który jedzie samochodem na amerykańskich tablicach. Zaraz na początku, właśnie w pierwsze 80 km, właśnie też tak stwierdziłam czy po prostu jeszcze nas dziś będą kontrolować? Jadę i faktycznie zatrzymali nas po pierwszych 80 km. Potem zainteresowali się też nami w San Antonio i potem na północy przy granicy z Kanadą, właśnie jak byliśmy w Missoula, też mieliśmy kontrolę. Ale już potem w podróży powrotnej, nic się nie działo. Także mieliśmy takie trzy kontrole, że się nami zainteresowano. A poza tym wzbudzaliśmy też zainteresowanie wśród mieszkańców. Gdziekolwiek gdzieś my się pojawili, na zakupach pod Wallmartem czy na jakimś Camp Grandzie, to po prostu ludzie podchodzić do nas i się pytali, czy myśmy faktycznie przyjechali z Meksyku i w ogóle jak przekroczyliśmy granicę? Czy to jest w ogóle możliwe? A my po prostu wtedy zaczęliśmy się śmiać i mówiliśmy, że tu po prostu krążą jakieś historie z filmów gangsterskich, że granica jest jak każda inna, że w ogóle kompletnie nie było żadnego problemu.

Agata: To śmieszne, że w takim razie amerykanie też sami nie są.

Adri: Tak, jak najbardziej. Po prostu to są ludzie, którzy nigdy nie przekraczali granicy z Meksykiem. Po prostu wyobrażają sobie, że to jest coś strasznego, nie do zrobienia.

Agata: No dobra. Czyli zaczęliście od San Antonio i co dalej? Jak dalej wyglądała trasa waszej podróży?

Adri: Dokładnie. W San Antonio spędziliśmy parę dni w hotelu, żeby porobić zakupy. Naszym głównym celem podróży były parki narodowe i chcieliśmy nocować pod namiotem, ale nie mieliśmy żadnego ekwipunku. Także musieliśmy kupić namiot, jakieś różne sprzęty, butlę gazową, jakieś latarki i tak dalej. Także w San Antonio zaopatrzyliśmy się w cały ten sprzęt no i ruszyliśmy dalej na północ. Naszym głównym celem, w sumie tak dosyć szybko przejechaliśmy, były parki narodowe Grand Teton i Yellowstone. Do Yellowstone zawsze chciałam pojechać, bo dużo o tym czytałam i widziałam różne programy w National Geograohic i tak dalej, także to było takie moje marzenie. Dojechaliśmy do tego Yellowstone gdzie spędziliśmy parę dni i właśnie po Yellowstone niestety dopadła mnie jakaś taka kompletna choroba, gdzie żaden lekarz w ogóle nie wiedział co mi jest. Stwierdziliśmy, że no musimy coś zrobić, bo dojechaliśmy do Missoula, gdzie dalszym planem była Kanada i parki narodowe Banff, Jasper, czyli British Columbia i Alberta. Ale po prostu ja nie byłam w stanie dalej podróżować. Także wylądowałam parę razy na pogotowiu i potem trzeci raz jak już tam wylądowałam to lekarze po prostu ściągnęli lekarza od chorób tropikalnych. Było podejrzenie, że ja po prostu coś przywiozłam z Kuby, bo przedtem byliśmy na Kubie i na Jukatanie w Meksyku, po prostu lekarze stwierdzili, że to dziwnie strasznie objawy i w ogóle nie wiedzieli co mi jest. W każdym razie zrobili mi tam badania, lekarz mi powiedział, że takie badania na tropikalne choroby to będą trwać 2 tygodnie. Ja stwierdziłam nie no, dwa tygodnie nie będę chorować tutaj, w hotelu także zastanawialiśmy się na różne scenariusze co będziemy robić. Różne scenariusze były, no mieliśmy ten samochód z Meksyku także ten samochód musiał jakoś wrócić do Meksyku. Nie wiedziałam, czy ja mam sama polecieć z powrotem do Europy, czy co w ogóle mam robić, czy sprzedać ten samochód, ale samochód nie był nasz, nie mieliśmy też tego głównego papieru, żeby w ogóle dokonać takiej operacji, także to nie wchodziło w rachubę. I właśnie mieliśmy to szczęście w nieszczęściu, że Siostra mojego męża mieszka San Francisco i także stwierdziliśmy, że robimy tak, że ja wracam do San Francisco samolotem a on całą tę drogę, to było około 1600 km, przejechał sam potem z powrotem do San Francisco. I właśnie w San Francisco dalej się potoczyły moje losy, doszłam do siebie i dalej ruszyliśmy w dalszą podróż.

Agata: Czyli ty tak naprawdę przez bite dwa tygodnie chodziłaś do lekarza czy spędziłaś w szpitalu?

Adri: Tak, 10 dni spędziłam, znaczy no chodziłam na to pogotowie, przypisywali mi tam jakieś leki, antybiotyki takie o szerokim stopniu działania, bo w sumie też sami nie wiedzieli co mi jest bo były bardzo dziwne objawy. Miałam taką napadową gorączkę, w ogóle strasznie byłam wrażliwa na dotyk nawet jak brałam prysznic to mnie ta woda bolała, nawet jak ubierałam koszulkę cała skóra mnie bolała tak jakbym miała, nie wiem, porażone jakieś nerwy w skórze. Przeleżałam w sumie te 10 dni, ciągle przedłużaliśmy pobyt w hotelu, ale no wiadomo, w hotelu nie można się wychorować, bo non stop coś, jacyś głośni sąsiedzi czy w ogóle, no to nie jest środowisko, żeby zdrowieć. Dlatego podjęliśmy tę decyzję, że wracam do San Francisco, tam pójdę do lekarza, zobaczymy co mi będzie i dalej tam podejmiemy decyzję.

Agata: Rozumiem. I to wszystko udało się pokryć z ubezpieczenia turystycznego?

Adri: Tak, oczywiście. Miałam bardzo dobre ubezpieczenie, bo jak mówiłam na stałe mieszkam w Niemczech i mam też niemieckie ubezpieczenie z ADAC, i ADAC też jest partnerem AAA amerykańskiego. Także ja po prostu nawet nie musiałam wydawać tych pieniędzy z własnej kieszeni tylko po prostu oni się od razu rozliczali bezpośrednio z ADAC. Miałam kartę międzynarodową po angielsku, ale na początku, to muszę też powiedzieć, na wstępie jak się wchodzi w Stanach Zjednoczonych na pogotowie to od razu blokują ci depozyt na karcie kredytowej. Od razu chcą widzieć twoją kartę kredytową i zblokowali mi, za każdą wizytę 1000 $ w razie czego jak właśnie by były jakieś opieszałości z płatnością, żeby wyjaśnić, czy ubezpieczenie przejmie koszty i tak dalej. Także jest to bardzo i to bardzo wysoka kwota i nie wyobrażam sobie żebym nie pojechała gdziekolwiek w podróż bez jakiegoś dobrego międzynarodowego ubezpieczenia który by nie przyjęło wszelkie koszty. To ubezpieczenie też przyjęło dodatkowe koszty noclegu w hotelu, mój samolot do San Francisco, a także te wszystkie dodatkowe koszty, które były związane z tym, że ja zachorowałam w Stanach. Tyle, co sama musiałam płacić ze swojej kasy to jak kupowałam leki, wiadomo to były drobne kwoty i potem ubezpieczenie zwróciło te wydatki.

Agata: No to też szczęście w nieszczęściu, że miałaś tak dobre ubezpieczenie.

Adri: Dokładnie, także tylko mogę wszystkim podróżnikom polecić jak się wybierają w jakąś dłuższą podróż czy nawet krótszą, zawsze koniecznie brać ubezpieczenie zdrowotne, bo nigdy nie wiadomo co się może przytrafić. I wiadomo, jak jesteśmy w podróży to jesteśmy bardziej podatni na zachorowanie bo zmieniamy klimat, są różne inne nowe bakterie także nie wiadomo co cię może ugryźć, jakiś Komar zakażony. Także tylko mogę gorąco polecić, żeby po prostu bez ubezpieczenia się nigdzie nie ruszać.

Agata: A jak mniej więcej oceniasz swój pobyt w szpitalu? Czy te wszystkie rzeczy, które tam lekarze robili, czy to było tak, że ty przychodziłaś musiałaś czekać w kolejkach czy może, nie wiem, wszystko od razu się działo? Jak to mniej więcej wyglądało?

Adri: Wyglądało to bardzo super, pełny profesjonalizm. Jak sobie przypomnę mój pierwszy i jedyny pobyt na pogotowiu w Polsce, to po prostu bez porównania. Ja pamiętam jak ja wtedy w Polsce miałam bardzo wysoką temperaturę przyjechałam w odwiedziny do mojej mamy, poszłam na pogotowie, bo też nie wiadomo było co mi jest. Jak zobaczyłam kolejkę, przynajmniej 20 pacjentów przede mną, jeden lekarz dyżurujący i po prostu wszyscy w ciężkim stanie, to odwróciłam się na pięcie i wyszłam, do kombinowałam sobie jakieś leki w aptece, żeby przeżyć do następnego dnia gdzie będziemy to normalny lekarz. A natomiast w Stanach Zjednoczonych, pewnie też się to wiąże, że to tyle kosztuje i chodziłam jako prywatny pacjent, po prostu od razu wszyscy lekarze się mną zajęli, dostałam swój prywatny pokój – tam na pogotowiu – piżamę w którą się przebrałam i jakieś napoje. Kroplówka została podłączona, od razu pierwsze badania, zanim przyszedł lekarz i w sumie w ciągu nie wiem może dziesięciu, piętnastu minut był już lekarz u mnie. Także kompletnie profesjonalnie się zajęli mną.

Agata: A to jeszcze tylko dopytam, czy jak wybierałaś się pierwszy raz do lekarza to, czy musiałaś najpierw zadzwonić do ubezpieczyciela, który ci powie „Ej to jest placówka, do której możesz się udać” czy udałaś się do pierwszej z brzegu?

Adri: Nie, kompletnie. Ja miałam wolną rękę, ponieważ to był nagły przypadek, ja dostałam nagłej wysokiej gorączki, także to nie było tak, że miałam katarek czy gardło mnie bolało. Po prostu od razu poszłam na pogotowie, do pierwszego szpitala, który był najbliższy w Missoula i po prostu dopiero po mój mąż zadzwonił, podał mój numer ubezpieczenia, zadzwonił do mojego ubezpieczenia, że właśnie jestem w szpitalu i że sytuacja wygląda tak i tak. A poza tym szpital też zadzwonił do ubezpieczenia, żeby po prostu się dowiedzieć czy przyjmą koszty leczenia.

Agata: Rozumiem.

No dobra, czyli wyzdrowiałaś, zajęło ci to trochę czasu…

Adri: Tak zajęło mi to trochę. W sumie w San Francisco jeszcze dochodziłam do ciebie przez 3 tygodnie i też tam jeszcze byłam 2 razy u lekarza. Tym bardziej że właśnie lekarz Missoula zadzwonił do mnie i powiedział, że najprawdopodobniej to była denga i po prostu pierwszym razem aż tak strasznie się jej nie przechodzi – chociaż dla mnie to było straszne – ale żebym uważała, bo ja mu powiedziałam, że potem wracamy do Meksyku, żebym uważała, że ponoć drugi raz jest jeszcze gorszy. Także po prostu wtedy kompletnie muszę uważać na wszystkie komary, zakrywać ciało, bo jak mnie za drugim razem dopadnie to może się to jeszcze gorzej skończyć. W każdym razie doszłam do siebie i kontynuowaliśmy podróż, niestety musieliśmy skreślić kanadę i właśnie to wschodnie wybrzeże w dół Kanady do San Francisco. Ale potem wybraliśmy się w podróż dookoła Kalifornii i także zjechaliśmy aż do Los Angeles, do San Diego, odwiedziliśmy parki narodowe Joshua Tree i Park Narodowy sekwoi, Kings Canyon. I potem znowu wróciliśmy do San Francisco, żeby już kompletnie zabrać wszystkie swoje rzeczy, bo stamtąd już wiedzieliśmy, że ruszamy na Meksyk, ale po drodze jeszcze nie mogliśmy sobie podarować kanionów południowo-zachodniego USA. Także jeszcze około 16 dni spędziliśmy w podróży po południowym zachodzie i po kanionach. Wyruszyliśmy do Las Vegas zwiedziliśmy Grand Kanion, Kanion Antylopy, Bryce Kanion, Mesa Verde, aż wylądowaliśmy w Phoenix i właśnie z Phoenix potem przekroczyliśmy granicę w Nogales i wróciliśmy wtedy też zachodnim wybrzeżem z powrotem do właśnie naszej bazy w Meksyku.

Agata: Czy wyjazd ze Stanów do Meksyku był równie łatwy?

Adri: Również łatwy, jeszcze łatwiejszy, nawet do tego stopnia, że po prostu nikt się w ogóle już nami nie interesował. Amerykanie w ogóle machnęli, nic nie chcieli od nas widzieć, Meksykanie tylko wbili nam pieczątki. Przejechaliśmy i nagle widzimy miasto, bo w Nogales jest przejście w środku miasta i stwierdziliśmy nie no ale przecież my musimy oddać te karteczki z immigration, że opuściliśmy Stany Zjednoczone, nikt w ogóle się o to nie pytał. W każdym razie zaparkowaliśmy samochód i wróciliśmy, wzięliśmy tylko paszporty w razie czego jakby była jeszcze kontrola i w sumie przeszliśmy granicę jeszcze raz. Nikt o nic się nas nie pytał i zaczęliśmy szukać właśnie gdzie jest ten emigration USA żeby właśnie oddać te karteczki, żeby po prostu potem, jak następnym razem będziemy chcieli wyjechać do Stanów Zjednoczonych, żeby nam nie zarzucono, że w ogóle nie opuściliśmy USA w danym czasie, bo ma się wizę na te trzy miesiące. Także zaczęliśmy szukać, się pytać, w ogóle Pani w okienku nie wiedziała o co chodzi w ogóle wzięła od nas te karteczki, coś tam podstemplowała i tyle. Po prostu znowu potem przeszliśmy na meksykańską stronę także kompletny luz.

No, ale tak wyglądało. Ja też w ogóle byłam w szoku, w ogóle stwierdziłam „Nie no, to jest w ogóle niemożliwe!”. Tyle się słyszy o tych przejściach granicznych, jak jest niebezpieczne, jakie kontrolę. Wiadomo to było parę lat temu, teraz może się za nowego prezydenta coś zmieniło, wiadomo też, mają problemy, że tyle jest emigrantów, którzy czekają na przekroczenie granicy ze Stanami Zjednoczonymi, także teraz już wygląda to może inaczej. Nie, nie jest tak łatwo, ale wtedy jeszcze za Obamy to było, także wtedy to w ogóle żadnego problemu nie było z przekroczeniem tej granicy. Chociaż tak samo wszyscy nam opowiadali jak jest strasznie także no nie wiem.

Agata: Czyli przez większość czasu jednak jak byliście w podroży to spaliście pod namiotami tak?

Adri: W pierwszej części Asia nie zachorowałam. Potem jak właśnie ja zachorowałam i się okazało, że tyle po prostu potrzebowałam czasu, żeby wyzdrowieć, żeśmy stwierdzili nie śpimy dalej pod namiotami. Wiadomo, różne są niebezpieczeństwa jak się śpi pod namiotami, są różne insekty i tak dalej. Także stwierdziliśmy, że śpimy teraz w hotelach i faktycznie tę następną część podróży dookoła Kalifornii, podróż po Kanionach południowo-zachodniego USA, już spaliśmy w hotelach. Zostawiliśmy cały nas sprzęt kempingowy u siostry mojego męża, tak że ona się potem z tego cieszyła a my już po prostu po hotelach wtedy.

Agata: To jak mniej więcej planowaliście swoją podróż? Mieliście już taką trasę przygotowaną wcześniej przed wyruszeniem z Meksyku czy potem jak wyruszaliście z San Francisco, czy mniej więcej każdego dnia zastanawialiście się co będziecie robić dalej?

Adri: To znaczy mieliśmy taki ogólny zarys trasy, mniej więcej co chcemy odwiedzić. Wiadomo tym głównym naszym takim celem były parki narodowe, czyli przyroda, bo uważam, że to jest właśnie ten cały skarb w Stanach Zjednoczonych, te Parki Narodowe i przyroda Stanów Zjednoczonych. Nie duże miasta, bo my bardzo nie lubimy dużych miast, zresztą duże miasta w sumie wszystkie wyglądają według mnie w Stanach Zjednoczonych tak samo, oprócz paru wyjątków jak New York czy San Francisco, czy może Washington, wszystkie tak samo są podzielone, tak samo wygląda każde centrum. Tak że my się skupiliśmy głównie na parkach narodowych i wypisaliśmy sobie takich parę parków narodowych, które chętnie byśmy chcieli zobaczyć. I właśnie w tej podróży na północ najpierw był to Yellowstone Grand Teton, parki narodowe Kanady, czyli Banff i Jasper. Potem już właśnie jak nam się trochę pokrzyżowały te plany to stwierdziliśmy że koncentrujemy się teraz tylko na południowym zachodzie. Czyli chcieliśmy zobaczyć Park Narodowy sekwoi i chcieliśmy zobaczyć Joshua Tree i potem te wszystkie ważne kaniony tak zwane American South West. Także nie mieliśmy takiego szczegółowego planu, głównie też rezerwację dokonywaliśmy w trakcie podróży jak wiedzieliśmy że następnego dnia będziemy tu i tu, no to głównie przez booking.com rezerwowaliśmy coś. Albo głównie też jechaliśmy w czarno, po prostu zawitaliśmy do jakiegoś hotelu, pytaliśmy się, czy są miejsca i w większości przypadków, powiedziałabym, że w 98% zawsze coś znaleźliśmy. Natomiast zawsze jak wjeżdżaliśmy do jakiegoś stanu to skorzystaliśmy bardzo z punktów informacyjnych dla turystów. Po prostu one są wyśmienite, można tam dostać wszystkie mapy, można dostać tam broszurki z kuponami na hotele i różne atrakcje. Także też jak zbliżyliśmy się do jakiegoś miasta gdzie chcieliśmy przenocować ,to ja patrzyłam w broszurce czy są tu jakieś kupony zniżkowe na hotele i po prostu tam od razu się kierowaliśmy.

Agata: Całkiem fajny pomysł!

Adri: No super, także jak najbardziej mogę polecić te broszurki informacyjne, bo jest tam dużo kuponów, jest dużo hoteli, są też różne atrakcje czy na przykład restauracje też oferują i można naprawdę coś zawsze wybrać.

Agata: A czy przyjeżdżając tak do hotelu w ciemno, to nie wychodzi wtedy drożej przypadkiem?

Adri: Myślę, że nie, a przede wszystkim jak ma się te kupony to nie wychodzi drożej, ale (my się nauczyliśmy tego w Meksyku), że zawsze trzeba się targować. Większość tych takich sieciówek, w których my nocowaliśmy, Hotel Super 8 czy Hotel Days Inn, Hotel Ramada zazwyczaj są w rękach Azjatów w Stanach Zjednoczonych, nie wiem, czy to też zauważyłaś i z nimi się można targować. Zawsze możemy powiedzieć nie jest dla nas za drogo czy mają na przykład coś tańszego, jakąś promocję i tak dalej, i zawsze nam jakoś udawało znaleźć coś tańszego.

Agata: No dobra a inne rzeczy, inne wydatki? Bo to jednak musiało strasznie zmienić jakby wasz plan, też, jeśli chodzi o koszt wyprawy, prawda?

Adri: Tak, zgadza się. Noclegi w hotelach to był nasz główny punkt wydatków, bo nocując gdzieś na jakimś kempingu, to tak takie koszty kempingu są pomiędzy 20-30 €. Wiadomo można też na dziko, w naszym samochodzie mogliśmy się też przespać, bo to był duży samochód Nissan x-trail, także jak się złożyło siedzenia można było się też również przespać w samochodzie. Ale właśnie z racji tego, że ja już miałam takie przekręty z moim zdrowiem stwierdziliśmy że nie ryzykujemy, chcemy jeszcze dalej iść po Stanach Zjednoczonych. Jeszcze chcieliśmy lecieć do Ameryki Południowej, zwiedzać Amerykę Południową, także stwierdziliśmy, że nie, nie ryzykujemy skupiam się na hotelach i właśnie bardzo to nam podwyższyło koszty podróży. Także z tej pierwszej części podróży na północ w kierunku Kanady w ogóle nawet nie robiliśmy żadnych notatek ile co kosztuje i tak dalej. Mniej więcej mieliśmy jakiś tam budżet na tą całą podróż 15-miesięczną, stwierdziliśmy, że na pewno się zmieścimy, ale potem jak wyszło, że właśnie musimy nocować w hotelach to zaczęliśmy w sumie zapisywać każdego dolara. Także też, jeżeli cię to interesuje, mogę ci podać mniej więcej jakie były koszty naszej podróży dookoła Kalifornii i podróży po kanionach.

Agata: Bardzo chętnie.

Adri: Tak? Okej. Więc nasza podróż dookoła Kalifornii, to było 13 dni, w sumie wszystko nas razem wyszło 1800 $, z tego 900 $ to były tylko hotele. Benzyna kosztowała tak około 300 $, także benzyna w Stanach Zjednoczonych w sumie można powiedzieć, że nic nie kosztuje w stosunku do tego ile my przyjechaliśmy kilometrów. Ale właśnie najgorszy wydatek to były właśnie te hotele, chociaż my zawsze nocowaliśmy w jakiś takich tańszych sieciówkach. I reszta oczywiście jedzenie, jakieś bilety wstępu, z czego jedzenie naprawdę to był najmniejszy wydatek, bo w sumie sami sobie coś gotowaliśmy, jeszcze zostawiliśmy sobie tę kuchenkę gazową. Podgrzewaliśmy sobie jakieś puszki z Wallmart, także jedzenie nas aż tyle nie wyniosło. W sumie muszę powiedzieć, że jedzenie w Wallmarcie czasami jest tańsze niż w Polsce. Potem nasza podróż dookoła kanionów South West była już trochę droższa, trwała 3 dni dłużej, czyli 16 dni i kosztowała nas 3000 $ i z tego jednak o wiele droższe były hotele. Muszę powiedzieć, że właśnie w pobliżu Grand kanion czy Bryce kanion w pobliżu tych wszystkich takich punktów turystycznych te hotele mają niesamowite ceny. Także na same hotele wydaliśmy 1800 $ z tych 3000, także 16 dni 1800 $ tylko na hotele poszło. Na benzynę wydaliśmy około 500 $ także troszeczkę, bo zrobiłyśmy oczywiście więcej kilometrów, także było to też więcej. Ale właśnie muszę powiedzieć, że ciężko było znaleźć jakiś tańszy hotel, jak ja sobie przypomnę przy Grand Canyon (Grand Canyon odwiedziliśmy ze strony północnej) to ten hotel taki, no naprawdę prosty, tyle że my zawsze nocowaliśmy w dwuosobowym z łazienką, kosztował ponad 130 $. Wtedy pamiętam ze śniadaniem, że to była bardzo duża kwota wtedy dla nas.

Agata: No powiem ci, że to i tak nie są najwyższe kwoty.

Adri: Nie są.

Agata: Samo San Francisco, dobrze, że nie musicie tam mieszkać w hotelu.

Adri: Dokładnie. Tak San Francisco jest niesamowicie drogie właśnie i też muszę przyznać, że sporo zaoszczędziliśmy, że w sumie razem z prawie 4 tygodnie spędziliśmy właśnie za darmo u siostry mojego męża, tak że tyle dobrego.

Agata: A miałaś okazje pozwiedzać też samo miasto?

Adri: Tak, tak oczywiście. Tak już na koniec, jak już mi lepiej było to oczywiście byliśmy na Katras, przepłynąć się statkiem na Alcatraz. Pojechaliśmy do tych takich Twin Peaks, żeby właśnie mieć widok piękny na całe miasto. Zwiedziliśmy tam też całe Centrum, dzielnice włoskie, chińskie i tak dalej. Tak że San Francisco jest niesamowicie pięknym miastem, także z tych wszystkich, miast które widziałam w Stanach Zjednoczonych to San Francisco jest najładniejszy miastem. I mieliśmy szczęście, bo akurat nie było mgły, także mieliśmy piękny widok na Golden Bridge.

Agata: Oh, nie było mgły akurat w tym momencie, kiedy byliście przy Golden Bridge?

Adri: Tak, to był piękny widok na Golden Bridge. Zazwyczaj ten most jest okalany taką mgłą, ale my mieliśmy szczęście, że akurat nie było mgły.

Agata: To faktycznie, całkiem spoko. A co w ogóle najbardziej ci się podobało w Stanach?

Adri: Przyroda. Przede wszystkim ta przyroda, ta przestrzeń, wszystkie właśnie takie różne miejsca turystyczne są super przygotowane dla turystów i bez jakiegoś takiego nie wiem niszczenia tej przyrody. Na przykład można podjechać samochodem pod same kaniony, ale nie jest to aż tak strasznie zrobione, żeby wokół były jakieś wielkie hoteliska i tak dalej. Myślę, że te parki narodowe też są bardzo chronione przed tym, żeby turyści za bardzo nie zadeptywali tego wszystkiego, ale też ta cała infrastruktura jest bardzo dobrze zrobiona. Na przykład w Yellowstone te wszystkie kempingi i tak dalej, one były już poza parkiem, także przy wjeździe do Yellowstone był na przykład nasz Campground Bridge Bay gdzie nocowaliśmy. Był nie w samym parku, tylko właśnie przy wiezdzie do parku, także tak to wszystko jest zrobione z głową w Stanach Zjednoczonych, żeby po prostu ta przyroda była jak najbardziej chroniona i zachowana dla przyszłych pokoleń.

Agata: A który z parków wydał ci się najładniejszy, najciekawszy?

Adri: Z naszego pierwszego etapu w kierunku Kanady i Północnych Stanów, to właśnie Yellowstone. Tylko ja muszę powiedzieć, że ja różne opinie słyszałam na temat Yellowstone, nawet słyszałam takie opinie, że nie, nie opłaca się tam jechać, nie opłaca się w ogóle jechać, nie ma tam co zobaczyć. A mi się wydaje, że to są właśnie tacy ludzie, którzy nie zostawili sobie czasu tylko po prostu przejechali tymi wszystkimi lupami tam jest Grand Loop 1 i Grand Loop 2 i po prostu wszystko zaliczyli jakieś tam gejzery, wodospady i tak dalej, parę zdjęć i pojechali dalej. Ale na przykład jak się zostawi na Yellowstone trochę czasu, na przykład jak się wejdzie na wzgórze z widokiem na Grand Prismatic Spring, to po prostu jest niesamowity widok, to jest w ogóle jakby kraina z kosmosu. Także Yellowstone mi się jak najbardziej podobało, te wszystkie gejzery, wodospady, gorące źródła, bizony, przez które utknęliśmy w korku, bo po prostu wyszły na ulice i się nie chciały ruszyć.

Także z tych wszystkich parków jak przejechaliśmy wzdłuż Stany Zjednoczone to Yellowstone, potem z podróży dookoła Kalifornii najbardziej właśnie mi się podoba Park Narodowy Sekwoi. Niesamowite, piękne wysokie drzewa, które mają po ponad 100 metrów i po ponad 1000 lat, także też bardzo mi się ten park podobał. Z miast podobało mi się LA, ale ta dzielnica właśnie Hollywood, Beverly Hills myślę, że warto zobaczyć, bo jest to dzielnica taka filmowa i warto też się wybrać do jakiegoś studia filmowego. My akurat byliśmy w Paramount Studio, spędziliśmy tam cały dzień i widzieliśmy właśnie kulisy całe filmowe, także warto zaplanować, jeżeli się jest w LA, koniecznie wizytę w jednym studiu filmowym. I na przykład co mi się bardzo też podobało, to ja na przykład nie jestem zwolennikiem, podobało mi się zoo w San Diego.

W sumie to naciągnął mnie na zoo mój mąż i ja na początku byłam „Nie no ja wolę zwierzęta na wolności, to straszne w klatkach” i tak dalej. No ale akurat do niego się wybraliśmy, bo też dużo czytaliśmy, że to jest jedno z najpiękniejszych zoo na świecie i właśnie no, nie rozczarowało nas. Faktycznie po prostu jest tak skonstruowane, jest tak ogromne, jest tak piękne; z jednego końca na drugi koniec zoo trzeba jechać kolejką linową, bo jest tak położony, jest tak rozległe. Także też jak ktoś byłby w San Diego to bardzo polecam. Taki trzeci etap podróży właśnie po kanionach, to w sumie wszystkie kaniony mi się podobały, one wszystkie były inne, jednak takim moim największym ulubieńcem to jest właśnie Bryce Canyon. To jest ten właśnie z tym hoodoos, takie wapienne wieżyczki w takim kolorze czerwonym, przepiękne wschody i zachody słońca tam po prostu przeżywaliśmy.

Potem Mesa Verde, to jest taki no mniej turystyczne miejsce, to nie jest kanion tylko to są po prostu groty, takie jaskinie, w których mieszkali Indianie Anasazi i oni sobie budowali tam właśnie całe osiedla, całe mieszkania, także to było dla mnie niesamowite. Żeby się do nich dostać, to w ogóle musieliśmy się przeciskać przez jakieś tunele, bo one są zbudowane tak nad taką wielką przepaścią, w sumie dostęp do nich jest tylko właśnie przez jakieś takie wąskie tunele, przez które musieliśmy się przyciskać, także to mi się bardzo podobało. I kanion antylopy, chociaż też są różne na to recenzję i różnie się ludzie na to wypowiadają. My mieliśmy szczęście, że właśnie czytaliśmy, że jest tam taki strasznie natłok, że jest to bardzo turystyczne miejsce i po prostu wykupiliśmy sobie wycieczkę, która była pierwsza za dnia. Także nikt przed nami nie był, mieliśmy dużo miejsca i nie musieliśmy się przepychać przez jakiś innych turystów, którzy jeszcze nie wyszli z tego kanionu. Także mogłabym tylko polecić, że warto, jeżeli ktoś chce się wybrać do kanionu antylopy, żeby wykupić sobie pierwszą wycieczkę, która jest o 7:00 czy 7:30 rano, może jest wtedy słabsze światło dla fotografów, ale cóż, z tego względu warto, że po prostu nie ma tłoku.

Agata: Ja też właśnie poszłam na wycieczkę o 6:00, chyba 30.

Adri: No dokładnie, to jest bardzo wcześnie rano wiem.

Agata: Światło nie było aż tak świetne jak podajże o godzinie 1:00, no ale coś za coś.

Adri: Dokładnie.

Agata: A co w takim razie podobało ci się najmniej?

Adri: W sumie z taki wszystkich miejsc podróżniczych, które odwiedziliśmy, to nie mogę powiedzieć, że coś mi się podobało najmniej, ale na przykład, co mnie najbardziej tak negatywnie zaskoczyło w Stanach Zjednoczonych, to czystość hoteli. Muszę powiedzieć, że myśmy też przed tą podróżą do Stanów Zjednoczonych sporo czasu podróżowali po Meksyku i w sumie można by pomyśleć, że Meksyk jest mniej rozwiniętym krajem niż Stany Zjednoczone, ale hotele naprawdę miały wyższy komfort. Nawet z tych takich tańszych hoteli były zawsze czyste, a na przykład w Stanach Zjednoczonych, jak sobie przypomnę, myśmy pierwszy raz w ogóle mieli do czynienia z pluskwami. Visalia to była nasza taka baza wyjazdowa do parku narodowego Sekwoi, po prostu ja się w nocy obudziłam, bo coś po mnie chodziło i zaczęłam się drapać i w ogóle nie widziałam co jest. Zapaliłam światło i po prostu coś po mnie chodziło. Ja nie wiedziałam co to jest, zrobiłam temu zdjęcie i stwierdziliśmy „nie no, to nie może być tak, że w łóżku w hotelu coś po mnie chodzi”. Poszliśmy do recepcji, w ogóle najpierw zadzwoniliśmy na recepcję, bo chcieliśmy, żeby pani przyszła i zobaczyła co to jest, czy my tu w ogóle możemy spać, czy to w ogóle nas zje, co to jest w ogóle. I pani z recepcji była bardzo niemiła, powiedziała, że ona nie może, bo ona ma tutaj dyżur, żebyśmy przyszli do niej i przynieśli to”. Ja nie będę tego łapać i to nieść, bo to mi ucieknie! Zrobiliśmy temu zdjęcia no i w sumie chciała nas przenieść do innego pokoju. Myśmy powiedzieli no w sumie co nam da inny pokój, będziemy się w środku nocy teraz tarabanić, wszystko pakować i przenosi się do innego pokoju, jak te insekty są tutaj, to pewnie też będą na górze na górnym piętrze. I w sumie skończyło się na tym, że ja nie przespałam całą noc, tylko jak już był świt, wczesnym rankiem spakowaliśmy się, wyjechaliśmy właśnie do tego parku narodowego Sekwoi. Miało to duży plus, ponieważ byliśmy tam z samego rana, także byliśmy pierwsi, nie było żadnych turystów, prawie o świcie tam byliśmy. Ale natomiast poskarżyliśmy się do Bookingu i właśnie dzięki temu dostaliśmy kompletny zwrot pieniędzy. Po prostu przesłaliśmy zdjęcia, jeszcze okazało się, że też tam są karaluchy, także zrobiliśmy zdjęcie takiemu wielkiemu karaluchowi i kompletnie strasznie tam było. Także wspominam też ogólnie czystość hoteli nie za bardzo w Stanach Zjednoczonych. To też zależy przez kogo jest pewnie prowadzony hotel ale tak ogólnie muszę powiedzieć że zaskoczyło mnie to właśnie. Bardziej bym sobie wyobrażała, że w takim kraju, który jest w sumie dobrze rozwiniętym, stojącym ekonomiczne, że hotele są jednak wyższej klasy.

Agata: Wspomniałaś jeszcze na początku rozmowy, że w Stanach byłaś 3 razy i na razie opowiedziałaś nam o dwóch…

Adri: Dokładnie. Ten trzeci raz to był w zeszłym roku, pozwoliliśmy sobie na sześciomiesięczne sabbatical obydwoje i spędziliśmy 3 miesiące w Australii, podróżując kamperem w sumie od wschodniego wybrzeża na zachodnie wybrzeże Australii. Potem spędziliśmy też jakiś czas w Meksyku i właśnie w Stanach Zjednoczonych znowu byliśmy. Tym razem jednak krócej, bo naszym głównym celem właśnie była ta Kanada, którą niestety musieliśmy skreślić w naszej drugiej podróży ze względów zdrowotnych. I w sumie spełniliśmy to takie nasze marzenie, że zwiedziliśmy całą Albertę i Kolumbię Brytyjską tym razem kamperem, nie samochodem i spaniem w namiotach i po hotelach tylko właśnie w kamperze.

Agata: To super. A możesz jeszcze wyjaśnić co to jest sabbatical?

Adri: Sabbatical to jest taki półroczny urlop, który oferują głównie międzynarodowe firmy, międzynarodowe koncerny dla swoich pracowników, że w sumie możesz ubiegać się na to, tak jak to było w naszym przypadku. Ubiegasz się 6 miesięcy przed wyjazdem w podróż i wybierasz sobie model, jaki chcesz, my sobie wybraliśmy model, że przez te 6 miesięcy, przed podróżą dostajemy tylko 50% naszej wypłaty i pracujemy na pełny etat, a te następne 50% dostajemy w tym właśnie 6-miesięcznym urlopie bezpłatnym; w sumie bezpłatnym takim, ale dostajemy te 50% co sobie zapłaciliśmy w tym 6 miesięcy przed. Nie wiem, czy dobrze to wytłumaczyłam, w każdym bądź razie 50% dostajemy przed zaczęciem właśnie naszego sabbaticalu, chociaż pracujemy pełny etat, potem 6 miesięcy, kiedy podróżowaliśmy i nie pracowaliśmy, dostawaliśmy te 50%, które żeśmy sobie zaoszczędzili, kiedy pracowaliśmy na pełny etat.

Agata: Rozumiem, czyli tak jakby sam w sobie te sześć miesięcy jest jakby bezpłatne tylko wcześniej tą półroczną pensje sobie mogliście rozłożyć na roczną.

Adri: Dokładnie.

Agata: A mówisz, że jest kilka modeli?

Adri: Tak no bo w zależności na ile się wyjeżdża i na przykład można już sobie 9 miesięcy zacząć oszczędzać na ten półroczny urlop i na przykład dostawać nie wiem no 75%, a potem jak się jest na urlopie to dostawać te 25%. Także można się zdecydować na jakiś model, czy na przykład niektórzy wyjeżdżają sobie na trzy miesiące także szybko już 3 miesiące przed dostają tylko te 50%. Także w zależności ile trwa ten sabbatical i na ile wcześniej się na niego decydujesz, ile masz czasu, to wybierasz sobie jakiś konkretny model, ale to się może dużo różnić w zależności od danej firmy, w której się pracuje.

Agata: Ale generalnie po takim urlopie spokojnie wracasz sobie do pracy i twoje stanowisko na ciebie czeka.

Adri: Dokładnie i pracujesz dalej, tak.

Agata: Super. Wasi pracodawcy nie mieli z tym problemu?

Adri: Nie mieli z tym problemu, tylko nie dostaje to każdy pracownik i nie dostaje się to od razu. Na przykład u mojego męża w firmie jest tak, że on musiał najpierw 5 lat przepracować w tej firmie, także on już tyle lat tam pracować. W mojej firmie było to po dwóch latach i u niego jest tam raz na 5 lat taki sabbatical, także musi teraz sobie jeszcze 5 lat popracować, żeby znowu sobie zrobić coś takiego, w mojej firmie jest to raz na 2 lata.

Agata: A skoro podkast jest zarówno o podróżach, ale też o emigracji głównie dotyczy Stanów Zjednoczonych, ale skoro mieszkacie w Niemczech to może opowiedz nam coś na ten temat, jak to w ogóle się stało?

Adri: Jak w ogóle się to stało… Tak jak to jest w życiu, niezaplanowanie. Ja początkowo studiowałam germanistykę w Polsce we Wrocławiu i bardzo chciałam wyjechać na jakieś stypendium. Także postarałam się o stypendium naukowe, dostałam to stypendium na pół roku i po prostu tak się stało, że wyjechałam. Stypendium było przez DAAD to jest niemiecka akademiczna wymiana studentów czy coś takiego. Wyjechałam na te pół roku i bardzo mi się spodobało. Stwierdziłam okej, no to może jeszcze napiszę pracę magisterską tutaj; także przedłużyłam sobie ten pobyt, ale już wtedy niestety z mojej kieszeni. Ale bardzo szybko znalazłam pracę, także mogłam sama też sobie finansować ten pobyt, miałam trochę oszczędności. Także tak się stało, że wyjeżdżając na studia, już teraz mieszkam w Niemczech w 2018 roku minęło 20 lat.

Agata: 20 lat?!

Adri: 20 lat, także kupa czasu. Myślałam tylko, że wyjeżdżam na semestr a jestem już 20 lat także więcej mieszkam w Niemczech niż w Polsce.

Agata: Kurczę to teraz pewnie już zupełnie trochę inaczej jest. Ale jak w ogóle jako Polka szukasz pracy teraz czy masz już takim razie obywatelstwo niemieckie?

Adri: Obywatelstwo niemieckie bardzo długo nie miałam i przed tym się tak jakoś wzdrygałam stwierdziłam jak to, ja nigdy nie zostanę Niemką w ogóle to jest niemożliwe. Ale właśnie przed naszą podróżą, następną podróżą do Stanów Zjednoczonych stwierdziłam, że jednak warto mieć niemieckie obywatelstwo, ponieważ wtedy nie muszę się starać o wizę. W ogóle niemiecki paszport jest w moim zdaniem jednym z najlepszych paszportów do podróżowania, ponieważ jest to kraina na pierwszym miejscu, gdzie właśnie są najmniej restrykcyjne jakiś wymagania dla podróżników. Także wtedy złożyłam obywatelstwo niemieckie, bardzo szybko je dostałam. W ogóle pani w urzędzie powiedziała, że to chyba już najwyższy czas, że już tyle lat tutaj mieszkam, że dlaczego się do tej pory nie starałam; bo normalnie w Niemczech po 8 lat pobytu legalnego można się starać o obywatelstwo niemieckie. Także teraz od zeszłego roku mam już obywatelstwo niemieckie, ale wyjechałam jeszcze w czasach do Niemiec gdzie trzeba było mieć wizę, trzeba było mieć pozwolenie o pracę, także to jeszcze te takie czasy były gdzie nie było tak łatwo. A teraz jest o wiele łatwiej, po prostu stwierdzasz okej, szukam pracy w Niemczech, wyjeżdżasz, znajdujesz sobie mieszkanie, szukasz pracy. W Niemczech jest bardzo łatwo dostać pracę, naprawdę jest mnóstwo ofert pracy w szczególności dla specjalistów, jeżeli ktoś jest inżynierem, informatykiem czy nawet nauczycielem, czy do opieki, czy pielęgniarką, czy lekarzem, także po prostu jest mnóstwo ofert pracy kompletnie nie ma bezrobocia, nie pracują ci co nie chcą. Także teraz jest to o wiele łatwiejsze niż właśnie jak ja wtedy wyjechał na studia, gdzie musiałam właśnie zgłaszać się co jakiś tam czas do urzędu obcokrajowców, podbijać jakieś różne papiery, pokazywać, że w ogóle mam pieniądze na życie i takie różne historie.

Agata: To jak dzisiaj szuka się pracy w Niemczech?

Adri: Bardzo prosto, wchodzi się na jakieś przeglądarki czy StepStone, czy Monster, wyszukuje się różne oferty, wysyła się aplikacje, wysyła się tą taką co się pisze o sobie, nie wiem jak to po polsku się mówi, taki list motywacyjny, życiorys. Podczepia się świadectwa, wysyła się aplikacje, czeka się na rozmowę. Najczęściej jest najpierw pierwsza rozmowa telefoniczna, a potem, jeżeli przejdzie się przez tę rozmowę i jest się zapraszanym na rozmowę osobistą i wtedy zazwyczaj zapada decyzja. I muszę powiedzieć, jak tak pomyślę, na przykład w czasie naszej pierwszej podróży, tej 15-miesięcznej, myśmy obydwoje zrezygnowali z pracy. Mieszkaliśmy wtedy w Monachium, po prostu rzuciliśmy wtedy wszystko, stwierdziliśmy wyjeżdżamy, nie wiemy, czy tutaj wrócimy, nie wiadomo co się jeszcze potoczy w naszym życiu. Także zrezygnowaliśmy z pracy, wróciliśmy po tej podróży 15-miesięcznej no i w sumie w ciągu trzech miesięcy znaleźliśmy nową pracę. Także z pracą kompletnie nie było problemu, nawet pracodawcy bardzo tak pozytywnie reagowali na to, że podjęliśmy się czegoś takiego, odważyliśmy się właśnie rzucić wszystko i wyjechać w podróż, zrealizować swoje marzenia i wróciliśmy z nową motywacją. Także to był też taki punkt, na którym można było sobie na początku porozmawiać, zanim się przyszło do konkretu.

Agata: I nie macie problemu z otrzymaniem oferty jako obcokrajowcy?

Adri: Nie, kompletnie. To w ogóle nie sprawia nam żadnego problemu.

Agata: To super!

Adri: Oczywiście jest też bariera językowa. Ale teraz po prostu jest taki rynek pracy w Niemczech, że wystarczy, że się mówi po angielsku to wszystkie międzynarodowe koncerny przyjmują. Także pracownikom, którzy mówią po angielsku wystarczy tylko ten język i po prostu potem się dostaje bezpłatny kurs niemieckiego gdzie można podszkolić ten język. Ale język niemiecki nie jest barierą w Niemczech, żeby nie dostać pracy.

Agata: A czy jest barierą dla urzędów?

Adri: Już bardziej, ale zawsze znajdzie się jakaś bratnia dusza, która pomoże. Na przykład w mojej firmie jest tak, że w ogóle mamy całe takie biuro, które pomaga obcokrajowcom w załatwianiu różnych formalności. Na przykład przyjeżdża ktoś z Indii, mówi tylko po angielsku a musi się na przykład zameldować w biurze meldunkowym. No to są specjalne takie sloty godzinowe gdzie dany pracownik właśnie z tego biura idzie z pracownikiem i pomaga mu w załatwianiu wszelkich formalności. Czy na przykład otworzyć konto w banku, czy zameldować się w biurze meldunkowym, czy na przykład mamy też różne programy partnerskie z ubezpieczalniami zdrowotnymi, także jest taka duża pomoc dla obcokrajowców? Firmy, które faktycznie nie znajdują pracowników na rynku niemieckim bardzo pomagają obcokrajowcom właśnie w takim zasymilowanie się w integracji w Niemczech.

Agata: To super, dobrze wiedzieć.

Agata: Czyli tak podsumowując: 3 podróże do Stanów Zjednoczonych, Meksykańskie blachy, odwiedzenie wszystkich możliwych lekarzy i teraz jeszcze trochę o migracji do Niemiec. Czy o tym wszystkim piszesz u siebie na blogu?

Adri: Tak, oczywiście. Prowadzę nawet dwa blogi. Pierwszy blog to właśnie który założyłam przed naszą pierwszą podróżą, właśnie tą 15-miesięczną po obu Amerykach. To jest blog głównie o podróżach samochodowych, bo my się przemieszczamy głównie samochodem. Nazywa się Just-a-travel.com i głównie właśnie pisze o naszych dużych Road Tripach, ale nie tylko Meksyk, USA czy Ameryka Południowa; Jest też w nim nasza podróż dookoła Skandynawii, jest też także nasza ostatnia podróż kamperem po Australii, podróż po Kanadzie, bardzo dużo o Meksyku, no i oczywiście też różne wypady po Polsce i Europie także gorąco zapraszam. Natomiast na mój drugi blog, który jest teraz w budowie, jest też związany z moim takim biznesem online, to jest blog dla kobiet o samorealizacji o samorozwoju i można mnie znaleźć pod adresem adres adrisplanet.com

Agata: To zapraszamy wszystkich chętnych do odwiedzenia bloga just-a-travel.com i adrisplanet.com. A ja dziękuję ci bardzo za twój czas i za rozmowę.

Adri: Super, ja również dziękuję i życzę dużo różnych podróżniczych wyzwań wszystkim słuchaczom i tobie również.

Agata: Dzięki.


Adri w sieci

Adri prowadzi dwa blogi:

2 komentarze

Łukasz Łysikowski 6 lipca 2019 - 16:35
Planując całymi dniami wyprawę do USA trzeba robić przerwy na jakieś gotowanie czy sprzątanie, więc bardzo fajnie, że w tym czasie też można posłuchać o Stanach i dowiedzieć się wartościowych rzeczy :) Dobra robota z podcastami!
Cieplik 7 lipca 2019 - 04:18
Dzięki za dobre słowa! Cieszę się, że podoba Ci się podkast! <3
Dodaj komentarz

Ta witryna używa ciasteczek. Pozostając na stronie zgadzasz się na ich użycie. Polityka prywatności